Myślozbrodnie
No więc po latach namawiania – przez osoby mi przychylne – i wahania się – w swym wnętrzu – zdecydowałem nieodwołalnie, czyli w praktyce z jednomiesięcznym okresem wypowiedzenia, że raz na kilka tygodni stworzę felieton.
Właśnie: nie blog, nie wideoblog, nie live ani nic podobnego, tylko stary, solidny felietonik w czystej formie.
Oczywiście nie wiem, czy wytrwam przy swoim postanowieniu, bo ile to już razy ostatecznie rzucałem picie wszelkich napojów wyskokowych (palenia nie rzucałem, bo nie palę), ile razy zabierałem się do zrzucania zbędnych kilogramów albo zaczynałem biegać regularnie trzy razy w tygodniu i zawsze kończyło się na kolejnej szklaneczce, zjedzonym za jednym razem kartoniku Ptasiego Mleczka i odsprzedaży butów do biegania na Allegro?
Ale mogę wam obiecać jedno: będzie krótko, solidnie, bez przynudzania i zbędnych słów. Bo jeśli felieton kojarzy się wam raczej z pięknymi zdaniami, z których nic nie wynika, albo zręcznym pisaniu o niczym, to wymażcie z pamięci wszelkie złe wspomnienia. U mnie nie będzie żadnych zbędnych słów, żadnej waty słownej, pitu-pitu i innych takich tam. Będę przy tym starał się pisać takim językiem, by nie obrazić inteligencji erudytów, ale też dać szansę tym, którzy aspirują do klasy średniej niższej.
No dobra, ale o czym będę pisał? Bo ustalmy od razu, czy warto tu zaglądać.
Odpowiem tak: nie wykluczam żadnego tematu, mogę pisać dosłownie o wszystkim, zależnie od potrzeb i sytuacji geopolitycznej. Będę więc pisał o Was, ale też o sobie. O polityce, sztuce, gospodarce, naturze, może nawet zdarzy się pisanie o pogodzie. O ludziach, zwierzętach, rzeczach, przedmiotach…
Bo moim zdaniem w prawdziwym, rasowym felietonie mimo wszystko ważniejsza jest forma, czyli metoda. A skoro metoda, to może warto jeszcze raz skorzystać z osiągnięcia samego Kartezjusza i za jedyny punkt oparcia przyjąć sam proces myślenia, czystą myśl nieskażoną cywilizacją.
Zakładam więc w swoich rozważaniach punkt widzenia Kosmity, który wylądował na Ziemi i rozgląda się zaciekawiony po naszej czasoprzestrzeni, notując swoje spostrzeżenia, by nie umknął mu żaden drobiazg.
Co cechuje jego postawę? Przede wszystkim – kompletne, bezgraniczne ZDZIWIENIE. Mój Kosmita jest jak małe dziecko – tyle że ma system poznawczy i językowy dorosłego – nie przyjmuje niczego za pewnik, nie ma oporów, by zadać kolejne dziwaczne pytanie.
Taka postawa może prowadzić tylko do jednego: MYŚLOZBRODNI, by posłużyć się Orwellowskim językiem. Niepoprawnych, sprzecznych z obowiązującym nurtem konkluzji. Łamiących przyjęte na wiarę aksjomaty i zardzewiałe prawa, przyspawane do naszej świadomości.
To może z kolei wywołać delikatny dyskomfort. Nieznaczne uwieranie w czaszce, na podobieństwo kamyczka, który prześlizgnął się do naszego buta.
Dlatego – dla higieny psychicznej – będę pisał raczej niepoważnie o sprawach poważnych. Oczywiste więc jest, że – dla zachowania zdrowej równowagi – o sprawach niepoważnych będę pisał raczej poważnie.
Uważny czytelnik na pewno dostrzeże natychmiast, że taka formuła jest niezwykle pojemna. I pozwala pisać czasem poważnie o sprawach poważnych i niepoważnie o niepoważnych.